sobota, 21 kwietnia 2012

Ot, taki dzień nadrabiania zaległości...

Długo mnie tu nie było. Poodwiedzałam już większą część z Was, teraz skrobię tą notkę (z góry uprzedzam - będzie długa), a potem poodwiedzam resztę.

Nie jestem już na diecie ABC. Spierdoliło się. Trochę to moja wina, moja głupota, trochę złośliwość losu i przyczyny niezależne ode mnie. Ale zacznijmy od początku.

Było super. ABC, do tego plan 300 brzuszków, dodatkowe ćwiczenia itp. Naprawdę mogę powiedzieć, że byłam z siebie dumna. W czwartek bardzo źle się czułam. Nie wiem czemu, po prostu bardzo bolała mnie głowa, było mi słabo, wieczorem w domu na chwilę straciłam przytomność. Nie sądzę, żeby odchudzanie miało z tym COKOLWIEK wspólnego, bo nie byłam głodna. Nawet przy 400 kcal jadłam sporo - sporo nie znaczy kalorycznie. Regularnie co parę godzin dostarczałam sobie całkiem porządnej porcji warzyw na patelnię, które w 100g mają 22 kcal, trochę jogurtu naturalnego albo chudego twarogu i otrębów. Zresztą kurczę, nie pierwszy raz w życiu źle się czułam! Ale weź wytłumacz cokolwiek mojej matce. Zaczęła panikować, że coś mi jest czy nie wiem... W każdym razie kazała zostać w piątek w domu. No dobra, zgodziłam się, chcąc już po prostu urwać jej wywody na temat wszelkich możliwych przyczyn mojego samopoczucia. Rano jednak stwierdziła, że lepiej będzie, jeśli zawiezie mnie do babci. Skoro zemdlałam, to nie wiadomo, czy i teraz się tak nie stanie. Zaczęłam protestować. Był piątek. Piąty dzień ABC. 100 kcal. Mimo mojego wykłócania się mama kategorycznie nakazała mi się spakować i zawiozła mnie do babci. Nie miałam wyboru. Babcia wiedziała, że źle się czuję. Tzn czułam się już zupełnie normalnie, ale nie wyprowadzałam jej z błędu sądząc, że jeśli będzie dalej tak myśleć, to pozwoli mi się położyć do łóżka i spokojnie spać. Niestety pomyliłam się. Nie będę Wam dokładnie opisywać całego tego koszmarnego dnia u niej, notka byłaby już wtedy zdecydowanie za długa. W każdym razie - było więcej niż 100 kcal. Zdecydowanie więcej. Wymyślałam wymówki, różne rzeczy, ale nie było mocnych na moją babcię... Przegrałam. Wieczorem przyjechała po mnie mama. W domu zrobiła zapiekany ryż z jabłkami na kolację. Powiedziałam, że nie jestem głodna, bo najadłam się u babci. Mimo to nałożyła mi i przyniosła do pokoju. Pomyślałam, że przynajmniej nie muszę tego jeść. Nawet się nie zorientuje. Problem w tym, że ja nie lubię wyrzucać jedzenia. Kiedy wszyscy wyszli już z kuchni, poszłam tam i zgarnęłam wszystko z talerza z powrotem do naczynia żaroodpornego, w którym piekł się ryż (jeszcze sporo tam zostało). Myślałam, że nikt nie zauważy. Ale nie wiem jakim cudem - mama zorientowała się, że nie zjadłam... Ochrzaniła mnie, powiedziała, że powinnam zjeść i takie tam... Przy niej - żeby ją uspokoić - nałożyłam sobie, jednak znacznie mniej, niż było. Zjadłam. Następnie poszłam do siebie i tuż przed snem nałykałam się Senefolu. Nie mogłam iść do łazienki i czegokolwiek wyrzygać, ktoś by usłyszał, zresztą miałabym jeszcze bardziej przerąbane. Poza tym, obiecywałam sobie, że już nigdy nie będę zmuszać się do rzygania... Chociaż tego jednego postanowienia chcę się trzymać w 100%. Bez wyjątków.
Dzisiaj jadłam w sumie sam jogurt naturalny i jabłka.  No i po wczorajszej dawce tabletek myślę, że pozbyłam się już większości tego pieprzonego jedzenia... To ciekawe, bo wyczytałam na paru stronach internetowych, że jeśli się zażyje środki przeczyszczające, to nie powinno się przytyć od tego, co się zjadło, bo nic nie zdąży się wchłonąć... Zastanawia mnie tylko fakt, że przecież takie tabletki działają dopiero po ładnych paru godzinach (8-10)... Mam nadzieję jednak, że jest to prawda, a nie jakaś głupia bajeczka wyssana z palca. W sumie napisane to było m.in. w artykule na stronie o odżywianiu, a gdzie indziej była to wypowiedź jakiejś pani dietetyk (pieprzyła tam jakieś głupoty o anoreksji i bulimii).
Poza tym, rano wypiłam sporo octu. Było mi okropnie niedobrze. Nawet nie wiem w sumie, ile wypiłam, po prostu lałam z butelki do kubka, potem dolałam wody i nawet nie spojrzałam, ile dokładnie tego było. W każdym razie dużo więcej, niż zazwyczaj (zazwyczaj biorę ok. 2-3 łyżki) - widać było po tym, że sporo ubyło z butelki, a poza tym ten 'napój' był wyjątkowo mocny. Aż mnie wykręcało. Cały dzień piję też czerwoną herbatę. Teraz właśnie zaczynam 6 kubek - dodam tylko, że zawsze piję ją w jednym z moich ukochanych półlitrowych kubeczków Nescafe :) Także łącznie z tym, będą już jakieś 3 litry, a dzień się przecież jeszcze nie skończył.
Mam nadzieję, że po tym częściowym, dzisiejszym 'detoksie' z czerwoną herbatą, jogurtem i octem i po dniu spędzonym w połowie w toalecie nadrobiłam jakoś to, co spierdoliłam... i że nie odbije się to mocno na mojej wadze... :(
Od poniedziałku planuję zacząć z Rubensową SGD. Tak wiem, kolejna dieta... Ale skoro tym razem nie będę sama, to powinno być mi raźniej, powinnam mieć 2 razy większą motywację i mam nadzieję, że się w końcu uda. W sumie to nie jestem jeszcze pewna, bo myślę też o głodówce. Jedna z Was, jedna z najbardziej inspirujących mnie osób wytrwała w końcu magiczne 11 dni *-* Czyli jest to możliwe!!! U mnie problem byłby jak zwykle z mamą, ale myślę, że dla chcącego nic trudnego. Tzn zaczynam tak myśleć od dzisiaj, bo do czerwca MUSZĘ schudnąć. I to sporo...

A tak jeszcze poza tym, strasznie zamula mi Internet... Masakra, zaczyna mnie to straaasznie wkurzać... :/ Na domiar złego dostałam jeszcze okres i pierwszy raz w życiu tak ze mnie cieknie... Nie wiem czemu, ogólnie mam ostatnio problem z krzepliwością krwi. Nawet maleńkie zadrapanie wygląda u mnie tak, jakbym nie wiadomo co sobie zrobiła! Wykrwawiam się powoli...
Trzymajcie się Chudzinki, mam nadzieję, że u Was wszystko idzie znacznie lepiej... Przepraszam za mój długi monolog, z góry uprzedzałam, że taki będzie! Ciekawa tylko jestem, czy którejś z Was udało się przez niego przebrnąć w 100% :D

Kocham, kocham, kocham! <3 <3 <3

I jeszcze duuuuża porcja thinspo na dzisiaj (żeby było już tylko lepiej):






To zdanie powyżej jest od teraz dla mnie baaardzo ważne... Bo niestety czasem tak bywało, że w przypływie złego humoru 'zajadałam' emocje... 

Co do wyzwania 25-dniowego: 

dzień 4: czy zdarza ci się obżerać? 
Tak. Niestety, ale tak. Kiedyś nie miałam z tym żadnego problemu... Ale przez ostatnie 1,5 miesiąca nie wiem co się stało. Nie potrafiłam nad tym zapanować. Ostatnimi dniami jest już znacznie lepiej, walczę z tym. I mam nadzieję, że już NIGDY tej walki nie przegram... 

dzień 5: twój największy strach w utracie wagi.
Strach? Hm... trudne pytanie... Nie wiem, samej utraty jako utraty się nie boję. Bardziej drogi do niej. Przeszkód, jakie stają na mojej drodze, wszelkich pokus i trudności, z którymi czasem niestety przegrywam... 

dzień 6: dlaczego chcesz schudnąć? 
Dlaczego? To chyba oczywiste. Żeby dobrze czuć się z samą sobą. Żeby wreszcie móc się akceptować. Żeby podobać się innym. Żeby latem móc paradować w bikini dumnie prezentując swoje ciało. Żeby czuć, że mam siłę i kontrolę nad samą sobą. Żeby wszystkie niemiłe słowa czy opinie na mój temat wyparte zostały przez podziw i komplementy... Po prostu, żeby osiągnąć perfekcję i być z tego dumną. 



I jeszcze tylko ostatnie słowo na koniec, gwoli odpowiedzenia na pytanie i rozwiania wątpliwości: tak, saunę mam w domu i to dlatego codziennie tak długo z niej korzystam. To jedno z odwiecznych marzeń mojego taty, które udało mu się spełnić w zeszłym roku :)) 


6 komentarzy:

  1. Ja przeczytałam całą notkę. Była bardzo ciekawa, także nie miałam z tym żadnego problemu :) Widzę, że miałaś niezłe "przygody". Szkoda, że Twoja babcia nie przyjmowała żadnych tłumaczeń i że musiałaś zjeść. Moje babcie już nie żyją, więc nie wiem, jak to jest. Mama pewnie wmuszałaby we mnie jedzenie, gdybym mieszkała z rodzicami. Małą próbkę tego miałam na świętach, kiedy wszyscy usiłowali mnie utuczyć. Mam nadzieję, że to jedzenie w Tobie nie zostało i że udało Ci się go pozbyć. Pech, że Twoja mama widziała, jak odkładałaś ryż do garnka, ale ja zrobiłabym to samo, bo też nienawidzę wyrzucać jedzenia. Miałam i mam podobną motywację do schudnięcia. Kiedy byłam w Polsce, to od wszystkich słyszałam miłe słowa w stylu "ale schudłaś" albo "wyglądasz super". Już nikt nie mówi, że mam kobiecą figurę i to jest super :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też zaczynam SGD od poniedziałku. Damy radę? :) Oczywiście, że tak!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwaga ! Kochanie ! Dołączam do Was i również od poniedziałku zaczynam SGD <3 Damy rade w 4 , a teraz to się nazywa wsparcie ^^ tak przeżyłam 11 dni bez jedzenia, ale to nie wyczyn bo w ten sposób chciałam sb udowodnić że mam silną wolę i teraz postaram się jeść mniej. Pytałas czy rodzina wiedziała, czy ukrywałam. Moja mama wiedziała że nie jem, ale czasem kłamałam, że jadłam już i jestem objedzona i wql :) Damy radę :* Ja również całą notkę przeczytałam xd . Była ciekawa i współczuję babci -.- ja jutro mam wizyte u dziadków...imieniny grr -.- Oni bd wpierdalać a ja ucieknę na rower o ! ^^ To jest pomysł xd oby wypalił ;D

    Chuuudnij skarbie <33 od poniedziałku SGD :*

    OdpowiedzUsuń
  4. również przeczytałam całość. ;) mówi się trudno.. mało kto by wytrwał takie spotkanie z babcią.. ale zaczynamy wszystkie razem i to się uda, nie ma szan na porażkę. ;* :)
    po takim oczyszczeniu na pewno jest dobrze :)
    ahh.. ale Ci fajnie z tą sauną. mogę się wprowadzić? xD haha.. kurde, świetnie tak móc korzystać bez ograniczeń.
    trzymaj się ;** jutro zaczynamy kochana ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, całość, a co?! :D
    A jak się będziesz odchudzać jeszcze to na pewno biust Ci zmaleje, chociaż ja już za nim popłakuję troszkę.
    Wiesz... Jak na swój wiek, z mojego otoczenia jestem jedną z większym biustem, bo mam miseczkę D i niedawno jeszcze były ładne i krągłe, a teraz czuję, że maleją.
    To mnie trochę boli właśnie, ale żeby ważyć 7-8kg mniej mogę być nawet płaską deską, jestem na to gotowa :)
    A z tymi rozmiarami to mi nie gadaj nawet xd
    Zara nie dość, że drogie ciuchy to popier... rozmiarówka.
    Idę po 36 i tak zakładam, zakładam. 38 nie było i musiałam wziąć 40. Po obgadaniu z paroma osobami rozmiarówek zary doszłyśmy do wniosku, że ta cała 40 to jednak jest 38, a to, co próbowałam na siebie wcisnąć to już było 34!
    Ale jestem pewna, że do 34 jeszcze dojdę! :D
    Tyle mam do zrzucenia, że bym się za bardzo nie zdziwiła gdybym za jakiś czas nosiła 32 ;)
    Trzymaj się swoich celów, a jeśli raz Ci się nie udało, to się nie poddawaj i leć dalej! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. to jutro takk.. owsianka, baton muesli, serek wiejski i mała łyżeczka majonezu lekkiego do sałatki to razem 375,7, a z owoców i warzyw 178.. ja nie wliczam, ale też nie chcę przesadzić z ilością. w końcu o to chodzi w tej diecie ;] a tak mi razem wyjdzie [mam nadzieję ;D] 553,7 kcal
    więc w sam raz myślę.
    a tak to się jeszcze zaopatrzyłam w wafle ryżowe, chrupkie pieczywo, serek topiony lekki, takie trójkąciki [w lidlu po prawie 3 zł - 8 trójkącików, a jeden 26 kcal, więc się opłaca], slimfiury waniliowe i jabłkowe - jakieś z odtłuszczonego siemienia lnianego 66 kcal + 100 ml mleka wychodzi koło100 kcal, bo mi z wodą nie smakuje, odtłuszczone małe jogurty, no i warzywa i owoce ;D
    tzn wcześniej miałam zieloną z cytryną, to jeszcze jeszcze, ale zwykłej jakoś nie mogę. będę po 1 słodziku dawać,on praktycznie kcal nie ma, a szkoda by było nie pić, bo ma dużo właściwości.

    OdpowiedzUsuń